Galeria OKNA
Miejskiej Biblioteki Publicznej w Lublinie
zaprasza na wernisaż Agnieszki Mitury
„Panta rhei – wszystko płynie”
17 lutego (czwartek) 2022, godz. 17.00
Galeria OKNA MBP
ul. Peowiaków 12
Wstęp wolny. Wydarzenie dostępne dla osób z niepełnosprawnością ruchową.
Agnieszka Mitura jest absolwentką Państwowego Liceum Plastycznego w Lublinie oraz Instytutu Wychowania Artystycznego UMCS. Jest też członkiem Związku Polskich Artystów Plastyków
i Kazimierskiej Konfraterni Sztuki. W Kazimierzu Dolnym przy ulicy Lubelskiej 10 prowadzi własną galerię. Po sąsiedzku, pod tym samym adresem mieszczą się galerie dwóch innych świetnych artystów – pastelisty Marka Andały i akwarelisty Bartka Michałowskiego. Tuż obok znajdują się schody prowadzące do Małego Rynku, wprost pod próg autorskiej galerii Jacka Kośmińskiego.
Kazimierz nad Wisłą to miejsce o największym chyba zagęszczeniu artystów i galerii w całej Polsce. Malownicze miasteczko od dawna przyciągało malarzy, którzy stworzyli tu kolonię artystyczną, do której należy także Agnieszka Mitura.
Malowane przez nią pejzaże i martwe natury znałem od dawna. Jednak dopiero w ostatnim czasie, gdy odwiedziłem ją w jej domu, mieliśmy okazję do wielogodzinnej rozmowy na temat miłości do sztuki, twórczych inspiracji, szacunku dla tradycji i warsztatu. Rozmawialiśmy także o prozie życia
i zwykłych codziennych sprawach. Taka bezpośrednia konwersacja umożliwia nie tylko lepsze poznanie artysty i motywów jakimi kieruje się w swojej twórczości, ale także pozwala popatrzeć na jego dzieła z zupełnie innej perspektywy.
Popijaliśmy kawę w salonie, który jednocześnie, choć to chwilowe rozwiązanie, pełni rolę pracowni. Pod ścianami piętrzyły się stosy blejtramów i obrazów. Niektóre były ukończone dawno temu, na innych dosychała świeża jeszcze farba, a część była dopiero rozpoczęta. Obok stołu, przy którym siedzieliśmy stała sztaluga z płótnem, nad którym artystka właśnie pracowała. Na stołku leżała paleta, rozrzucone w pozornym nieładzie tubki farb i kilka pędzli. Naprzeciwko ustawiona była martwa natura z podwiędłymi owocami, świadczącymi o tym, że praca nad obrazem trwała już jakiś czas.
W niedużym pomieszczeniu wyczuwalna była woń oleju lnianego i terpentyny. Panująca atmosfera świadczyła o gorączkowych przygotowaniach do zbliżającej się wielkimi krokami wystawy. Samo wnętrze miało taki ,,swojski” klimat. Cudownie pasowało do złożonej osobowości artystki
i przypominało mi warunki, w których sam pracuję.
Chociaż Agnieszka określa siebie jako samotnika i introwertyka, w stosunku do ludzi i świata wydaje się być życzliwą i otwartą. Jak na osobę zamkniętą, mówiła o sobie i swojej twórczości szczerze
i zaskakująco dużo. Z tej opowieści wyłania się istota niezwykle wrażliwa, ze skłonnością do melancholii i pewnej huśtawki emocjonalnej, co jest cechą wielu artystów.
Dlaczego maluje? Bo to jej zawód, bo malarstwo ją określa i definiuje. Jest częścią jej samej. Bez tego nie potrafiłaby żyć. To wreszcie najlepszy sposób na komunikowanie się ze światem zewnętrznym, choć samo w sobie jest dialogiem wewnętrznym, który przechodzi czasem w monolog.
Słuchając Agnieszki i patrząc na obrazy oparte o ściany za jej plecami, poczułem jak wyjątkowo są one autentyczną i osobistą opowieścią, pozostając jednak na tyle bezpretensjonalne i uniwersalne
w warstwie interpretacyjnej, że każdy widz sam może zbudować swoją własną historię.
Dzieło funkcjonuje w niezwykłej symbiozie z duszą i podświadomością. Sięga w głęboko schowane zakamarki nieświadomości. Malarstwo czasem rozdrapuje rany, a czasem je leczy. W tym sensie stanowi dla artysty pewien wentyl bezpieczeństwa i pełni funkcję terapeutyczną. Poprzez doświadczenie procesu twórczego, artysta kształtuje własną świadomość, percepcję i wrażliwość,
a to z kolei wpływa na to jakim staje się człowiekiem.
W wypadku Agnieszki Mitury wydaje się to szczególnie istotne, ponieważ jej twórczość to poszukiwanie samej siebie. Jest też próbą odpowiedzi na nurtujące ją pytania: skąd, dokąd, gdzie, jak, kiedy, dlaczego, po co? Jak na dłoni widać tu wszystkie wewnętrzne rozterki, wątpliwości i poczucie niepewności. Obrazy zdają się krzyczeć: ,, Panta rhei – wszystko płynie.”
Szczególnie silnie wybrzmiewa to w ostatnich pracach, których motywem jest Wisła. Rzeka wzbiera
i opada, płynie niczym życie. Raz jest to spokojna woda, innym razem wartki nurt. Podobnie dzieje się w obrazach Agnieszki. Niekiedy są to szerokie pociągnięcia pędzla oraz cienko i gładko położone laserunki. Innym razem obok płaskich plam pojawiają się impasty z drapieżnym, niezatartym śladem narzędzia.
Artystkę interesuje przyroda, jej zmienność i potęga, trwanie i przemijanie. W jej obrazach trudno szukać człowieka, czy śladów jego działalności – choćby architektury. Jest za to autentyczny zachwyt
i podziw dla żywiołów, sił natury oraz pokora wobec aktu stworzenia.
Punktem wyjścia w malarstwie Agnieszki Mitury są często zdjęcia, zawsze wykonane przez nią samą. Podczas tworzenia bardzo się jednak oddala od zatrzymanych w kadrze widoków. Maluje raczej wrażenia, które zapadły w pamięć, przepuszczone przez filtr własnej wrażliwości i doświadczenia. Pracy zawsze towarzyszy muzyka: rock, klasyka czy blues. To recepta na to, by wejść w określony nastrój, w trans, który pozwala odseparować się od świata zewnętrznego i pogrążyć się w procesie twórczym. Wtedy czas przestaje istnieć, nie słyszy się dźwięków i nie czuje zapachów. Artysta, płótno, pędzle i farby stają się jednością. To stan kompletnie niezrozumiały i nieosiągalny dla laików.
Pewnym rytuałem jest wykonanie przez Agnieszkę w początkowej fazie pracy szybkiego szkicu, który szybko rozmalowuje. Rozpoczyna od wyznaczenia linii horyzontu. Zawiesza ją czasem wysoko,
a czasem nisko. Kiedy horyzont ustawiony jest w dolnej części obrazu, dużo miejsca zajmuje strefa nieba. W tej przestrzeni pojawiają się chmury. Lżejsze, spokojnie płynące powstają dzięki przezroczystym laserunkom. Ciężkie, targane wiatrem tworzone są grubo kładzioną farbą. Podobnie malowana jest trawa i krzewy. Nawet przy dość cienko położonej farbie artystka zostawia niezatarty ślad pędzla, stanowiący przeciwwagę dla gładkiej powierzchni wody lub śniegu. Układy dynamiczne
i delikatne płaszczyzny silnie ze sobą kontrastują, ale zarówno impasty jak i laserunki stosowane są zawsze z rozwagą i umiarem.
Formalnie w malarstwie Agnieszkę interesuje zbudowanie nastroju i wrażenia poprzez wzajemne relacje światła, waloru i koloru. Niektórzy twierdzą, że najpiękniejsze światło jest na południu Europy. Toskania czy Prowansja to nie są jednak jej klimaty. Korzeni tego malarstwa można się doszukiwać
w impresjonizmie i postimpresjonizmie, ale jest ono bardzo stąd i zachowuje specyficzny lubelski koloryt. Jego siła tkwi w prostocie. Najczęściej malowanym przez artystkę motywem jest niebo
i woda w Kazimierzu, Bochotnicy i Mięćmierzu. Nie maluje miejsc, których nie zna, i których nie widziała, bo to nie byłoby autentyczne i nie jest częścią jej świata.
Mnie najbardziej podobają się prace w układzie horyzontalnym, panoramiczne, o otwartej kompozycji wychodzącej poza obraz, malowane szerokimi pociągnięciami pędzla, utrzymane
w ograniczonej, prawie monochromatycznej gamie kolorystycznej i syntetycznej zbliżonej do abstrakcji formie. Tworzone są oszczędnymi, niemal minimalistycznymi środkami, lecz mają niesamowitą siłę wyrazu. Porażają poczuciem samotności w nieskończoności przestrzeni pejzażu, spotęgowanej ciszą i bezruchem. Są szczególną formą kontemplacji i dotyczy to zarówno artysty podczas procesu malowania jak i widza oglądającego skończone już dzieło.
Sztuka to rodzaj swoistego ekshibicjonizmu. Sam akt kreacji jest bardzo osobistym i najczęściej przeżywanym w samotności doświadczeniem. Wystawa natomiast to już ,,obnażenie się” przed odbiorcą i dopuszczenie go do świata bardzo intymnego. Artysta poddaje swoje dzieła pod osąd krytyków i publiczności. To powoduje stres i lęk przed oceną. Jest to jednak element rozwoju osobistego. Wystawy są motorem dla dalszej twórczości oraz impulsem do kolejnych poszukiwań
i trudnych wyborów artystycznej drogi.
Malując próbujemy zatrzymać czas, utrwalić mijające chwile, lecz… panta rhei – wszystko płynie, przemija i staje się na nowo. Nic nie trwa wiecznie. Nic nie jest nam dane na zawsze. Panta rhei
– zupełnie jak w obrazach malowanych przez Agnieszkę Miturę.
Dariusz Płecha