Renesansowa Italia mogła pochwalić się co najmniej kilkunastoma artystkami, których imiona i nazwiska zostały wpisane na stałe w historię sztuki. Marietta Robusti Tintoretto, Lavinia Fontana, Barbara Longhi, Properzia de Rossi, Sofonisba Anguissola – to tylko kilka z tych, o których pamięć jest wciąż żywa i to nie tylko we Włoszech. O ich twórczości napisano wiele, bo i źródeł wiedzy o ich artystycznym życiu zachowało się niemało. W większości kontakt z wielką sztuką artystki te zawdzięczały swoim ojcom, również artystom. To oni uczyli je podstaw malarstwa czy rzeźby i to w ich pracowniach młodziutkie adeptki sztuki nabierały biegłości warsztatowej.
Wyjątkiem, odbiegającym od tego schematu jest historia Sofonisby Anguissoli, córki zubożałego arystokraty z Cremony. Hamilkar Anguissola, bo o nim jest mowa, był nie tylko członkiem rady miasta, ale też szczęśliwym ojcem jednego syna i czterech córek, które, jak się rychło okazało, wykazywały niebywałe zdolności artystyczne, zarówno plastyczne, jak i muzyczne. Mając na względzie ich przyszłość, rodzice zapewnili dzieciom staranne wykształcenie, traktując zdobywanie wiedzy jako wyjątkowy posag dla córek.
W ten sposób dwie z nich – Elena i Sofonisba – trafiły do pracowni Bernardina Campiego, gdzie w obecności przyzwoitki pobierały pierwsze lekcje malarstwa. Po trwającej kilka lat nauce Sofonisba osiagnęła wystarczającą biegłość w malowaniu, by móc tworzyć samodzielnie – pierwszym jej obrazem był portret siostry Eleny, który dość długo uchodził za dzieło… samego Tycjana. Wkrótce młoda artystka stała się znana nie tylko w rodzinnej Cremonie, ale też i w Rzymie. Jej sława docierała do wielu europejskich dworów i możni tamtego świata prześcigali się w zamówieniach na portrety członków swoich rodzin. Z czasem pozycja zdolnej i pracowitej Sofonisby na tyle się ugruntowała, że zaproponowano jej stanowisko nadwornej malarki na dworze hiszpańskim Elżbiety de Valois i jej męża króla Filipa II. Tam Sofonisba przebywała 14 lat, tworząc wizerunki rodziny królewskiej oraz portrety wielu dworzan. Była twórcza do późnej starości, a warto pamiętać, że żyła prawie 93 lata!
Równie mocno w dziejach sztuki włoskiej zapisała się Artemizja Gentileschi, niezwykła malarka, niemal o całe pokolenie młodsza od Sofonisby Anguissoli. Była, w przeciwieństwie do poprzedniczki, córką znanego rzymskiego malarza Orazia Gentileschiego i to właśnie w jego pracowni stawiała pierwsze kroki, ucząc się podstaw sztuki rysunkowej i malarskiej. Razem z nim bywała w kościołach, które akurat ozdabiał malowidłami, bądź towarzyszyła mu, gdy się spotykał ze swoimi zleceniodawcami.
Uczestnicząc w twórczym życiu swego ojca, z łatwością dostrzegła, jak wiele było nieszczerych przyjaźni, zazdrości czy wręcz zawiści w środowisku artystów, nie tylko zresztą w rodzinnym Rzymie. Ta rywalizacja w pewien sposób zdeterminowała też specyficzne relacje łączące Artemizję z Oraziem, dla którego w pewnym momencie stała się mniej córką kontynuującą w naturalny sposób ojcowskiej dziedzictwo, ale bardziej rywalką, która odważyła się całkowicie usamodzielnić i uniezależnić od wpływowego opiekuna.
Artemizja osiągnęła tę twórczą samodzielność, płacąc jednak bardzo wysoką cenę i tracąc na wiele lat kontakt z najbliższą rodziną. Swoistą nagrodą pocieszenia mogły być wspaniałe dzieła jej pędzla, udowadniające, że nauka w ojcowskiej pracowni nie poszła na marne, nawet więcej – że w niektórych realizacjach malarskich uczennica przerosła mistrza.