Do grona artystek nowożytnych, których imiona na stałe zapisane zostały w annałach poświęconych historii sztuki europejskiej należy Artemisia Gentileschi, córka Orazia Gentileschiego, malarza reprezentującego barokowy nurt w malarstwie włoskim. Urodziła się w Rzymie i tam też, w pracowni ojca, stawiała swe pierwsze artystyczne kroki, ucząc się podstaw sztuki rysunkowej i malarskiej. To od niego dowiedziała się jak ucierać farby i w jaki sposób przygotować deskę bądź płótno pod przyszły obraz. To on pierwszy opowiadał jej o życiu dawnych artystów i wskazywał, które dzieła malarskie warte są szczególnej uwagi. Razem z nim bywała w kościołach, które akurat ozdabiał malowidłami, bądź towarzyszyła mu, gdy się spotykał ze swoimi zleceniodawcami. Młodziutka Artemisia godzinami siedziała w pracowni ojca, ucząc się wszelkich tajników sztuki malarskiej i pozując mu do wielu obrazów. Obce jej były typowo kobiece zajęcia, za to w niezrównany sposób potrafiła przygotować odpowiedni barwnik do farby, czy werniks o niepowtarzalnym zielonkawym odcieniu. Była śliczną, pełną ognia dziewczyną z burzą kasztanowych loków, chodzącą w skromnych sukniach wiecznie poplamionych farbami.
Uczestnicząc w twórczym życiu swego ojca, Artemisia z łatwością dostrzegła jak wiele było nieszczerych przyjaźni, zazdrości czy wręcz zawiści w środowisku artystów, nie tylko zresztą w rodzinnym Rzymie. Ta rywalizacja w pewien sposób zdeterminowała też specyficzne relacje łączące Artemisię z Oraziem, dla którego w pewnym momencie stała się mniej córką kontynuującą w naturalny sposób ojcowskiej dziedzictwo, ale bardziej rywalką, która odważyła się całkowicie usamodzielnić i uniezależnić od wpływowego opiekuna. W jej własnej twórczości można bez trudu odnaleźć wpływ Michelangela Mersiego zwanego Caravaggiem, który jako pierwszy wprowadził do malarstwa silne kontrasty światłocieniowe, ekspresję przedstawianych scen, niezwykłą wierność w oddaniu iluzji rzeczywistości. Artemisia osiągnęła tę twórczą samodzielność, płacąc jednak bardzo wysoką cenę i tracąc na wiele lat kontakt z najbliższą rodziną. Swoistą nagrodą pocieszenia mogą być jednak wspaniałe dzieła jej pędzla, udowadniające, że nauka w ojcowskiej pracowni nie poszła na marne, nawet więcej – że w niektórych realizacjach malarskich uczennica przerosła mistrza.